DLACZEGO LUDZIE BIEGAJĄ, CZYLI PO CO JEST EDUKACJA?

Coraz więcej osób biega.

Widać, że się gdzieś spieszą.

Tylko, gdzie tak biegną i po co, trudno mi zrozumieć.

Często się zdarza, że biegną w przeciwnych kierunkach, zatem czy to znaczy, że biegną do czegoś innego, czy tylko to, że ktoś pomylił drogę i biegnie w złym kierunku?

Skąd mi się wzięły refleksje o bieganiu? Jak zwykle jest to sprawka jakiejś lektury (nic nie czytajcie, to będziecie mieli umysł zdrowy od natrętnego rozmyślania😊).

Tą lekturą był artykuł na portalu www.bieganie.pl dotyczący tego, że dzieciom w Niemczech na zawodach biegowych nie będzie liczony czas https://bieganie.pl/sport/w-niemczech-wprowadzono-zakaz-biegania-na-czas-zeby-dzieciom-nie-bylo-przykro/?fbclid=IwAR1uEYdLFwJea4wsHc4TTPdEZpoDhMNBHp86dfS9icPMNx4wWR3rXZ2lTck

Tytuł artykułu brzmi: „W Niemczech wprowadzono zakaz biegania na czas, żeby dzieciom nie było przykro”. W komentarzach pod artykułem lament i wyrywanie włosów z głowy. Polscy dorośli empatycznie wczuwają się w los niemieckich, biednych dzieci…

Co się natomiast z artykułu dowiadujemy na temat motywacji do biegania?

Otóż okazuje się, że bieganie jest po to, żeby być pierwszym i liczy się rywalizacja. Kiedy dzieciom nie będziemy mierzyć czasu, sens biegania znika.

Przykładowy cytat?

Autor pisze: „Trudno wyobrazić sobie zawody, w których nie będzie pomiaru czasu w biegach, odległości w rzutach i skokach. Wypacza to sens rywalizacji i jakiejkolwiek motywacji do działania.”

BIEGANIE JEST FAJNE

No cóż, nie wiedziałem tego wcześniej. Przyznam, że zdarza mi się startować jako amatorowi w zawodach biegowych, rowerowych czy triathlonowych. Najczęściej zajmuję miejsca w środku – ani ostatnie, ani pierwsze. Szczerze mówiąc nawet nie pamiętam za bardzo jakie mam czasy na poszczególnych zawodach ani jakie miejsce zająłem.

Chyba już więcej startować nie powinienem, ponieważ pokazując tak lekceważący stosunek do zawodów i brak zaangażowania w rywalizację wypaczam ich sens, co nie?

Przepraszam Was zawody za wypaczenie Waszego sensu…

Na swoje usprawiedliwienie napiszę, że po prostu bieganie jest fajne. Super jest się przebiec w ciekawych miejscach, wspólnie z innymi ludźmi. Być częścią tłumu, który „połyka” dystans – mierzyć się z samym sobą, pokonywać zmęczenie czy ból. Czuć, jak drga most pod naporem tysięcy stóp (może to dziwne, ale ludzie mają dziwne preferencje – nie jestem od tego wolny).

Bieganie samo w sobie jest satysfakcjonujące – nie muszę się z nikim ścigać. Co mnie obchodzi czas? Przecież i tak z wiekiem będę biegał coraz wolniej – to normalne.

CZYM SIĘ RÓŻNI SPORT OD REKREACJI?

Żarty żartami – a chodzi przecież o coś bardzo ważnego.

Pytanie kluczowe brzmi – jaki jest cel organizowania amatorskich zawodów sportowych dla dzieci albo dorosłych. Według artykułu z portalu bieganie.pl chodzi o rywalizację. Mamy się ze sobą ścigać, być jak najlepszymi.

Ci okropni Niemcy jednak wpadli na pomysł tego, że ważniejsze od wyłonienia, kto najszybciej biega albo rzuca, albo skacze, jest zachęcanie ludzi do aktywności. Chodzi im o to, aby dzieci, które za dobre w bieganiu nie są, jednak zachęcić do ruchu. Rozdzielili sport profesjonalny od rekreacji – czyli podejścia amatorskiego, ruchu dla przyjemności, dla zdrowia, dla bycia częścią społeczności, czy czego tam jeszcze.

Oparli się na przesłankach, że im więcej osób zachęcimy do ruchu, tym bardziej nam, jako społeczeństwu się to opłaci. Będziemy zdrowsi, będziemy bogatsi (bo mniej pieniędzy będziemy płacić na służbę zdrowia) i będziemy szczęśliwsi (bo będzie więcej endorfin w naszych żyłach).

Natomiast nie będziemy spełniać oczekiwań ambitnych rodziców, którzy chcą, aby ich dzieci były najlepsze (bo nie będzie wiadomo, kto jest tym najlepszym).

Głupi Ci Niemcy…

SPORT A REKREACJA

No dobra – miało być bez żartów… Teraz poważnie…

Uważam, że brak rywalizacji na zawodach sportowych dzieci ma sens. Dzięki temu, te dzieciaki, jako dorośli będą się bardziej angażować w ruch. Będą mieć szerszą paletę motywacji do ruszania się niż tylko rywalizacja. Ta wyśmiewana przez autora artykułu przykrość będzie im obca – zatem ruch będzie się kojarzył z czymś przyjemnym. Jak coś jest przyjemne, to robimy to, co nie?

Proste? Proste!

Jak przegrywamy, to następnym razem w większości wypadków z własnej woli za czynność, która nas do tego doprowadziła się nie bierzemy. Jedynie pewna wąska grupa ludzi o bardzo wysokiej ambicji zaweźmie się i będzie trenować ciężej, aby następnym razem wygrać. I to są kandydaci na profesjonalnych sportowców. Ale nie ma co się łudzić, że jest ich dużo. 1%? I to dla nich ma się poświęcać cała reszta?

Jak chcesz rywalizacji to spoko – możesz zostać sportowcem. To też jest motywacja, ale tylko jedna z wielu. Nie musimy wszystkim jej narzucać.

CZY SZKOŁA TO SPORT CZY REKREACJA?

Pomyślałem o tym, że podobne postrzeganie może dotyczyć także i przedmiotów szkolnych. Uczymy dzieci matematyki, aby miały jak najlepsze stopnie. Szykujemy dzieci do wyścigu szczurów – będą miały lepsze stopnie, to jest większa szansa, że pokonają inne dzieci na egzaminach i w perspektywie będą miały lepszą pracę (cokolwiek ta lepsza praca oznacza).

Czyli nie uczymy się historii, bo historia jest fajna (tak jak bieganie). Uczenie się ma być jedynie środkiem do czegoś. Narzędziem realizującym nasze potrzeby kariery, rywalizacji, czy tego, żeby być postrzeganym jako dobry rodzic, lepszy od innych. W tej filozofii bieganie też nie jest samo w sobie fajne, tylko jest po to, żeby udowodnić, że się biega szybciej od innych.

A przecież historia jako przedmiot sama w sobie jest fascynująca.

Dzieci biegają same z siebie (bez potrzeby rywalizacji). Same z siebie uczą się też różnych rzeczy. Ich pragnieniem, jak też, głęboko w to wierzę, pragnieniem większości dorosłych jest poszerzanie swojej wiedzy, doskonalenie się. Udział w czymś ciekawym.

Ale jak wmawiamy im, że bieganie jest po to, żeby wygrać w zawodach, a nauka po to, aby zdobyć zawód, to się nam robi w mózgu zupa warzywna. Zaczynamy postrzegać daną czynność jako narzędzie i wtedy, wiele badań to udowodniło, przestaje się nam to podobać. Jak się przestaje nam to podobać to nie biegamy, albo też nie czytamy książek historycznych z własnej woli.

KTO BĘDZIE SIĘ RUSZAŁ JAKO DOROSŁY?

Jeśli chcemy, żeby Polacy się ruszali jako dorośli (podobno jest z tym bardzo źle), jeśli chcemy, żeby jako dorośli interesowali się historią (albo polskim, matematyką, chemią itp.) to nie możemy tych rzeczy traktować instrumentalnie.

Niesamowicie ważne jest pokazywać, że to jest fajne samo w sobie – że nie jest istotne, kto szybciej biega. Ważne jest samo zaangażowanie się w tę aktywność. Edukacja powinna wskazywać jak fajne są dane przedmioty, a nie być tyrką na ugorze. Przede wszystkim kształtować postawę ciekawości w kierunku danego przedmiotu. To zapewni jej długotrwałe działanie.

Czy to, że nie jestem wykształconym historykiem i mam mnóstwo braków w wiedzy historycznej ma mniej od historii odstręczyć? Wręcz przeciwnie! Zamierzam dalej od czasu do czasu czytać historyczne książki, bo są ciekawe 😊

Czy dlatego, że nie zająłem pierwszego miejsca w zawodach, mam już nie biegać, bo jestem lamusem? Nigdy w życiu! Dalej będę i mam to gdzieś, że ktoś biega szybciej.

Przecież dźwiganie menhirów samo w sobie jest fajne…