Film „Tylko nie mów nikomu” jest dla mnie dołujący dwa razy bardziej niż powinien. Pierwsze zdołowanie to emocjonalna reakcja na widziane w filmie obrazy czy usłyszane wypowiedzi bohaterów. Pewnie większość z Was to przeżyła. Gniew, obrzydzenie, smutek i różne inne nieprzyjemne uczucia towarzyszące oglądaniu.
Drugie zdołowanie dotyczy natomiast tego, jak film został odebrany i co zmienił.
O tym drugim zdołowaniu chciałbym napisać.
KSZTAŁTOWANIE PRZEKONAŃ O OTACZAJĄCEJ NAS RZECZYWISTOŚCI
Zaczynając z grubej rury… Drodzy Czytelnicy, mam do Was pytanie. Na jakiej podstawie wyciągacie wnioski dotyczące otaczającego Was świata?
Na jakiej podstawie twierdzicie to, co twierdzicie? Skąd wiecie, że ziemia jest kulista, a nie płaska? Skąd wiecie, że lody czekoladowe są smaczne, a syrop na kaszel niekoniecznie? Skąd wiecie, że sąsiadka to plotkarka a sąsiad to pijak? Skąd wiecie, że pedofilia w Kościele jest zjawiskiem częstym, a na dodatek przez hierarchów kościelnych ukrywanym?
Zastanawialiście się kiedyś nad tym, skąd się biorą Wasze sądy o świecie?
Na jakiej podstawie czerpiecie wiedzę o rzeczywistości?
Z jednej strony to filozoficzne abstrakcje, godne uniwersytetu, a z drugiej, ważne pytania, na które warto sobie odpowiedzieć. Ważne – bo rodzące implikacje praktyczne.
Te pytania zadajmy sobie w kontekście filmu panów Sekielskich.
W JAKIM STOPNIU FILM ODDAJE RZECZYWISTOŚĆ?
Zasadniczo mamy dwie drogi poznawania rzeczywistości. Jedna droga to droga empiryczna, druga – dedukcyjna. Droga empiryczna zasadza się na obserwacji zjawisk i wysnuwaniu na tej podstawie ogólniejszych wniosków o świecie. Na ten przykład obserwujemy, że w lato najczęściej dni są ciepłe, zatem wysuwamy wniosek, że generalnie w lato jest ciepło. Nawet, jak od czasu do czasu trafi się w sierpniu chłodny dzień, to i tak nie zmieni on naszego przekonania, że w lato jest ciepło.
Droga dedukcyjna opiera się na rozumowaniu, logice. Polega na tym, że na podstawie przesłanek wyciągane są wnioski. Głównie przydatna jest w naukach formalnych, do poznawania świata i zjawisk w nim występujących aż tak się nie przydaje.
Zobaczmy jak film wygląda pod kątem wyciągania na jego podstawie wniosków rozumując empirycznie. Przyznam, że nie jestem bardzo uważnym oglądaczem i nie sprawdzałem tego dokładnie, ale wychodzi, że w filmie mamy kilka, kilkanaście zeznań ofiar molestowania przez księży. Dodatkowo mamy dwóch księży, którzy się do tego przyznają i chyba dwa omówione przypadki wyroków sądowych skazujących duchownych (czyli, że byli winni molestowania).
Zatem jak na liczbę trzydziestu tysięcy księży w Polsce (tyle podają internety), materiał dowodowy mający potwierdzać tezę, że pedofilia to zjawisko częste, jest strasznie słaby. Nie mamy też grupy kontrolnej, czyli nie wiemy jaki jest odsetek czynów pedofilskich wśród nieksięży.
Dodatkowo, akurat zasadne jest twierdzenie, że autorzy filmu są nieobiektywni. Dlatego są nieobiektywni, ponieważ z grupy 30 tysięcy przypadków (liczba księży), pokazują akurat tych, co czynią ohydę. Obiektywnie natomiast należałoby wylosować z tej grupy iluś tam księży (najlepiej dość dużą próbę) i o nich film zrobić. Tylko, że to byłoby pewnie okropnie nudne, bo przypuszczam, że większość wylosowanych duchownych siedziałaby w domu, czytała książki, oglądała TV, jadła obiad, chodziła do toalety, odprawiała msze i tym podobne dość nieciekawe historie.
Takiego filmu nikt by nie oglądał, więc sens jego robienia byłby żaden, bo filmy są od oglądania, a nie od pokazywania jaka rzeczywistość w istocie jest.
CZY FILM POTWIERDZA HIPOTEZY BADAWCZE?
Ani mi w głowie, lekceważyć temat, albo mówić, że pedofilia w Kościele nie istnieje (jak co niektórzy), ale akurat na podstawie filmu, takiego wniosku wyciągać nie możemy!
Tymczasem w mediach przetacza się fala wypowiedzi i działań różnych polityków, duchownych czy dziennikarzy w reakcji na film. Minister zaostrza wymiar kary za czyny pedofilskie, Episkopat przeprasza i śle listy, ludzie się oburzają.
Wszyscy jak jeden mąż przyjmują, że film potwierdził następujące tezy:
- Pedofilia w Kościele jest zjawiskiem częstym.
- Pedofilia jest zjawiskiem przez hierarchów kościelnych często ukrywanym.
Serio???
Takie wnioski na podstawie jednego filmu???
To tak jakby zrobić film o czterech zimnych deszczowych, lipcowych dniach i na tej podstawie napisać ustawę, że w lato należy jeździć na zimowych oponach…
MINISTER ZAOSTRZA KARY ZA PEDOFILIĘ, BO OBEJRZAŁ FILM
Jak już pisałem powyżej, absolutnie nie zamierzam negować zjawisk pokazanych w filmie. Chcę jedynie zaznaczyć, że film nie może ani potwierdzić, ani odrzucić stawianych hipotez. Jest filmem. Filmem niezłym. Wywołującym emocje. Trzymającym przy ekranie.
Ale na litość mroku! Jak można na podstawie filmu zaostrzać wymiar kary za czyny pedofilskie??? Dlaczego nie ma w tym żadnego pomyślunku? Jest tylko szybka, emocjonalna odpowiedź…
Zresztą może to są decyzje słuszne, tego nie wiem. W sumie nikt tego na 100% nie wie.
Ale co by się stało, gdyby ktoś nakręcił podobny film, tylko z tezą przeciwstawną. Na przykład ukazujący kilkanaście osób wychwalających różnych księży. Dodatkowo dwóch księży, którzy coś fajnego i przydatnego zrobili, a dwóch, którzy zamiast iść do więzienia, na przykład dostali jakieś ordery od prezydenta za coś tam.
Też taki film mógłby powstać i też pokazywałby prawdę. Mógłby też powstać film o pedofilii wśród murarzy (według TVP to podobno jest grupa najbardziej pedofilska ze wszystkich). I też znalazłoby się w Polsce ze dwóch murarzy, którzy by się do tego przyznali i ze dwóch skazanych.
Czy to potwierdziłoby tezę stawianą przez TVP, że murarze obcowanie z cegłami przenoszą na obcowanie z nieletnimi? Absurdalne, co nie?
Straszne jest to, że film może wpływać na przekonania ludzi… Film… Nie własna obserwacja świata, nie badania naukowe, nie wypowiedzi autorytetów… Film…
A tak jeszcze na marginesie to film „Kler”, który jest już w ogóle fikcją (bo, uwaga, są to historie zmyślone przez scenarzystę – nie prawdziwe) też wzbudził wiele komentarzy i nawet reżyser się zwierzał, że dzwonią do niego księża i pytają o różne rady. Na co on im odpowiada, że zrobił film, jest reżyserem, zna się na reżyserowaniu a nie na naprawianiu Kościoła.
Wracając do meritum przyjmijmy, że film „Tylko nie mów nikomu” jest w dobrej wierze zrobiony i niesie pozytywne skutki. Ja przynajmniej tak sądzę. Ale równie dobrze można zrobić film w złej wierze, zakłamujący rzeczywistość. I taki film, jeśli jest dobrze zrobiony oraz trafia we wrażliwość odbiorcy, może okazać się wyrocznią i wszyscy w niego uwierzą. Na przykład, gdyby film Smoleńsk był niezły (na szczęście nie jest), to istnieje duże prawdopodobieństwo, że wiele osób przekonałby o wybuchach.
Zatem nie ma się z czego cieszyć, bo teraz wyszło dobrze, ale za chwilę może wyjść bardzo źle. Wystarczy nakręcić dobry film, a ludzie w niego wierzą bardziej niż w inne rzeczy.
ZANIM NAPISZESZ USTAWĘ – POMYŚL CHWILĘ!
Jak się pewnie domyśliliście, uważam, że filmy nie są właściwym materiałem, aby na ich podstawie wyciągać wnioski o rzeczywistości. Skąd natomiast rządzący i duchowni mogli się domyślać, że problem pedofilii w Kościele występuje? Ano, jeśli by trochę pomyśleć i porównać pewne zjawiska, to spokojnie, bez filmu, można dojść do następujących hipotez:
- Prawdopodobnie wśród księży jest wyższy odsetek osób popełniających czyny pedofilskie niż w innych grupach zawodowych.
- Prawdopodobnie, jeśli dochodzi do nadużyć popełnianych przez osoby duchowne, to spora ich część jest nieujawniana opinii publicznej.
Skąd to przekonanie?
Najpierw o tym, że pedofilia jest częstszym zjawiskiem niż gdzie indziej. Przekonanie moje wynika stąd, że badając grupy w izolacji społecznej (np. w więzieniach) okazuje się, że członkowie tych grup, nie mogąc rozładować napięcia seksualnego w „normalny” sposób, robią to niestandardowo (np. popełniając czyny homoseksualne). Księża są grupą wyizolowaną, nie mogącą rozładowywać napięcia seksualnego w „normalny” sposób, zatem część z nich, nie będąc pedofilami (czyli nie mając zaburzeń psychicznych na tym tle) będzie to napięcie rozładowywać w sposób dla nich możliwy. Akurat tak się składa, że większość księży pracuje z dziećmi i młodzieżą. I co jeszcze istotne, dzieci i młodzież są łatwiejsze do manipulowania czy zastraszania niż dorośli.
Czyli z punktu widzenia księdza, który sobie nie radzi z popędem, dzieci są idealnym obiektem do rozładowania tego popędu.
Druga sprawa to badania prowadzone w innych krajach na ten temat (bo w Polsce nie ma). Jeśli wychodzi, że w Irlandii czy USA wśród księży katolickich jest wyższy odsetek osób popełniających czyny pedofilskie, to prawdopodobnie w Polsce też tak jest. Oczywiście jest to prawdopodobne, ale nie na 100% pewne.
Trzecia rzecz to przekaz dziennikarski dotyczący tych kwestii. W wielu mediach, jeszcze przed filmem, można było przeczytać opinie, że Kościół w Polsce broni pedofilów. Zatem, będąc pedofilem (czyli osobą zaburzoną) i logicznie rozumując, wybiorę zawód księdza, gdyż być może będę chroniony. To jest również hipoteza wymagająca potwierdzenia, nie jestem tego na 100% pewny.
Tak czy owak, zebraliśmy trzy czynniki, które mogą zwiększać ryzyko wystąpienia tego problemu.
Ale to film wywołał burzę… A nie próba analizy sytuacji i determinant ludzkiego zachowania.
CZY KOŚCIÓŁ UKRYWA PEDOFILÓW?
Ludzie, po obejrzeniu filmu, właśnie tak uważają. Ja natomiast sądzę, że nie można na podstawie filmu tak sądzić.
Skąd natomiast moje przekonanie, że może tak być w istocie?
Warto odwołać się w tym przypadku do badań dotyczących zarządzania. Mianowicie Kościół jest organizacją silnie hierarchiczną. A organizacje hierarchiczne opierają się na silnie zbiurokratyzowanych procedurach, na przepływie informacji z góry na dół (czyli od szefów do podwładnych), na dążeniu do maksymalnej standaryzacji i trwałości. Błąd, wypaczenie jest łatwe do ukrycia, gdyż informacja właśnie idzie z góry na dół, a nie odwrotnie. Ważne, żeby papiery się zgadzały, a nie to, czy ktoś efektywnie czy nieefektywnie działa (tak w ogóle to podobnie jest np. w wojsku lub szkolnictwie).
Zatem szefowie (czyli biskupi i inni oficjele kościelni) mogą faktycznie nie zdawać sobie sprawy z patologii, która się dzieje na „dole”, bo te informacje do nich nie docierają. Oni też o to nie pytają za bardzo, bo ich to nie interesuje. Informacja płynie od nich, „z góry”. W takich organizacjach przyjmuje się założenie, że jak się wyda jakiś dekret (np. „Nie molestujcie kleryków”), to ten dekret jest automatycznie wdrażany w życie. Nie ma miejsca na nieposłuszeństwo, czy brak standaryzacji. Stąd wiele wypowiedzi duchownych osób, który utrzymują, że problem pedofilii nie istnieje w Kościele w ogóle. Ich myślenie jest silnie zdeterminowane standaryzacją. Jakiekolwiek odstępstwo od niej, nie mieści się w ogóle w głowie. Gdy takie nastąpi, to zamiast je ujawniać, to przenosi się księdza o złych skłonnościach na inną parafię, licząc, że tym razem „wszystko będzie dobrze”. Ja naprawdę nie zakładam, że ci co ukrywają, robią to z wyrachowania, czy jakichś podszeptów szatana. Oni to robią, ponieważ ich mózg, wiele lat trenowany w takich warunkach środowiskowych, a nie innych, inaczej nie umie.
Podsumowując ten długi wywód można przychylić się do twierdzenia, że struktura i kultura organizacyjna panujące w Kościele katolickim wpływają dodatnio na ryzyko ukrywania informacji, które są niezgodne z obrazem firmy.
CO DALEJ?
Pewnie nic, choć fajnie jakby coś. A to coś to eliminacja czynników wywołujących ryzyko. Na przykład można to zrobić poprzez następujące działania:
- Dać księżom możliwość wyładowywania napięcia seksualnego w cywilizowany sposób (np. znieść celibat).
- Ujawniać czyny pedofilskie, jeśli do takich dojdzie (akurat film dobrą robotę zrobił, że to ujawnił, choć powinien to zrobić Kościół)
- Zmienić kulturę organizacyjną w Kościele w kierunku mniejszej hierarchiczności.
Zapomniałbym o najważniejszym – to samo tyczy się murarzy…
Cóż Grzesiu… Nic dodać… Nic ująć…